Miało skrzydełka we wzorki, długie czułki i siedziało na ścianie.
Pomyślałam - o, kolejna malutka ćma do kolekcji.

W trakcie obrabiania zdjęć coś mnie zastanowiło. Przecież takie dziwaczne głaszczki szczękowe nie mogą należeć do motyla. Powoli zaczęłam podejrzewać, co to może być za stworzenie... ale na wszelki wypadek skontaktowałam się ze specjalistą. I on potwierdził: na ścianie osiedlowego bloku spotkałam chruścika! Należy najpewniej do rodzaju Hydropsyche i musiał przylecieć tu znad Wisły (do której jest około kilometra), bo jego larwy żyją tylko w rzekach. Zadziwiające.